LIFESTYLE

GOODBYE APRIL – czy ta wiosna przyszła już naprawdę?

Ten wpis miałam zacząć zupełnie inaczej. Nawet nie wiem od czego zacząć, więc chyba najlepiej będzie, jak wrócę do samego początku. A początek kwietnia witaliśmy na Teneryfie. W trakcie nawet nie pamiętam dokładnie co się działo, bo to były takie zwroty akcji, że minął mi on w mgnieniu oka. Początkowo ciepłe dni dały nadzieję na szybszą wiosnę, żeby później przypomnieć jednak, że chwilę trzeba jeszcze poczekać, co było dosyć męczące.

Szczególnie wtedy, kiedy miałam w planach różne sesje lub inne aktywności na powietrzu. Zamiast tego chowałam się pod kocem z nowymi książkami lub kończyłam seriale, żeby w maj wejść już bez żadnego “bagażu”. Tym bardziej, że czeka mnie kolejny wyjazd, a nie lubię zabierać w podróż myśli dotyczących następnych odcinków. Zdam się na kolejne książki, które mam nadzieję, skończę czytać maksymalnie w drodze powrotnej… Znając jednak mnie, będzie bardzo trudno 🙂

Więc jak widzicie, jedyne co mnie tak naprawdę w tym czasie ratowało, to podróże, bo poza wylotem na Teneryfę udało mi się zaplanować mój główny urlop letni. Zupełnie inny niż początkowo zakładaliśmy, ale czujemy, że na chwilę obecną był to najlepszy wybór z możliwych. Podsumujemy na koniec sierpnia, co udało się nam z tego wszystkiego wykonać.

Wracając do kwietna zapraszam Was na poniższą fotorelację spokojnie niespokojnego miesiąca.

Wiosna wystrzeliła… Nie spodziewałam się tak ciepłych dni w kwietniu. Szkoda, że były to tylko dwa weekendy.

Remonty w mieście nie są lubiane, ale czasem mają swoją zaletę… Jadąc nową trasą zauważyłam tę kawiarenkę do której nie omieszkałam zajrzeć. Niektóre pyszności wróciły ze mną. A jeśli będziecie w Bydgoszczy w okolicach Rywala, to wpadnijcie na szybką kawę i ciasteczko do Moodie Foodie.

1.Jak tylko pokazałam ten płyn [żelazko w sprayu] na IG, to dostałam mnóstwo pytań, o to czy działa. Działa, sprawdziłam na sobie, ale przestrzegam, że nie wiem jak się zachowa na różnych materiałach. Znajdziecie go m.in. tutaj. 2.Kolejna polecają książkowa. Idealna pozycja na lato.

1.Kwiaty w biurze skutecznie regulują mój poziom frustracji. 2.Kiedy syn prosi Cię o uzupełnienie cienkopisów i jak na złość, akurat tego koloru nie ma. 3.Czapka z daszkiem, to coś co pojawia się u mnie bardzo, bardzo rzadko. Sama nie wiem czy kupiłam ją bardziej dla syna, czy jednak dla siebie.

Nie może być wpisu z podsumowaniem miesiąca bez sobotniej kawki w Costa.

Pojedziemy tylko zorientować się co mają w sklepach ogrodniczych. Oczywiście… Ja nie wiem, kto się bardziej oszukiwał, ale takie wyjazdy do sklepów nigdy nie kończą się tak, jak sobie zaplanowaliśmy. Dzięki temu zdążyliśmy na upalne weekendy z pięknie odnowionym tarasem. Kwiaty posadzone, nowe fotele kupione i dodatkowo coś o czym myślałam już bardzo dawno. Fontanna.

Moja potrzeba zielonych przedmiotów urosła tej wiosny niesamowicie. Nawet nie wiem, kiedy to się stało, że wróciłam z tyloma pierdołami do domu… Wszystko znalazłam w TK Maxx.

To był ostatni posiłek, jaki udało się nam zjeść w restauracji na zewnątrz. Później było już tylko zimniej.

Tak się cieszyłam, że dostałam te baleriny. Niestety okazały się dla mnie bardzo niewygodnie i wszystkie pary zwróciłam do sklepu. Chwilowo się poddaję, jeśli chodzi o poszukiwanie takich butów.

Zwykły dzień w pracy…

Nowości kosmetyczne. 1.Krem na przebarwienia i wyrównanie koloru. Stosuję od trzech tygodni. Rezultatów jeszcze nie widzę, podobno trzeba zaczekać do czterech. No więc czekam, ale obawiam się, że szybciej znów pojawią mi się kolejne przebarwienia, mimo używania wysokich filtrów. Niestety jakakolwiek ekspozycja na słońce, nawet chwilowa, kończy się tym samym… 2.Nowy balsam do ciała i żel pod prysznic oraz suchy szampon kupione w Rossmannie. Balsam i żel przekazałam koleżance, bo ten zapach był dla mnie za słodki…

Kiedy trzeba skompletować garderobę na kilka dni, a pogoda nie rozpieszcza.

Pzyjemności… 1.Niestety połowa do odsyłki. 2.Kino i film, którego dwa miesiące temu nie brałabym pod uwagę. Pierwszą cześć “Diuny” obejrzałam wracając z Indii, czas na kontynuację.

Pamiętacie, jak we wpisie styczniowym i lutowym mówiłam o badaniach i lekarzach. Jednym z nich był ortopeda, który zlecił mi kilka badań. Trochę postraszył operacją i tym, że być może to co się zadziało, niestety się nie cofnie. Dopiero u rehabilitanta dowiedziałam się, co tak naprawdę się stało i że po części jestem sobie sama winna. Przede mną długi okres rehabilitacji z nadzieją, że wszystko cofniemy, ale być może czeka mnie mała ingerencja. Zobaczymy. Szkoda tylko, że nikt mnie nie uprzedził, że czeka mnie taki ból, jakiego w życiu chyba nie czułam. No dobra, może poza urodzeniem dziecka. Natomiast po godzinie wyszłam z oddziału i czułam się tak, jakby przejechał po mnie walec. Wczoraj było jeszcze gorzej. Mój mąż, jak czekał na mnie przed gabinetem zastanawiał się dwa razy, czy nie wejść do środka, słysząc moje ała, ała…. 🙂 Teraz, kiedy idę na rehabilitację mówię, że idę do torturowni.

Nowy kolor ulubionego swetra marki Sézane.

Jedyny lot odwołany na tej tablicy i dodatkowo mój. Nie raz już się zdarzyło, że miałam przesunięte godziny, albo przesuwane w ciągu dnia, ale odwołany lot zdarzył mi się po raz pierwszy i nie jest to najmilsza rzecz, jaka mogła mnie spotkać. W ślad za tym miałam do odwołania mnóstwo innych rezerwacji w restauracjach i atrakcje, jakie mieliśmy zaplanowane na ten czas. Nie będę też wspominać o tym, że hotelu nie udało się odwołać… Oczywiście propozycje przełożenia lotu były na kolejny dzień, ale z informacją, że wyleci 50/50… Dodatkowo mieliśmy czekać do 14:00 na hotel w Warszawie. Uznaliśmy, że to bez sensu i wróciliśmy do domu. Gdybyśmy mieli zaplanowany cały tydzień w Paryżu, to pewnie poczekalibyśmy do kolejnego dnia. Miał to być jednak tylko przedłużony weekend więc stracilibyśmy prawie całe dwa dni. Ja wiem, że to nie koniec świata, ale myślę, że każda osoba, która kocha Paryż, tak jak ja, doskonale mnie rozumie.

Na pocieszenie mąż przywiózł mi do domu mnóstwo pachnących gałązek z domku letniskowego. Postały do wczoraj, ale zapach był piękny.

Stylizacje weekendowe. Aż 4 razy miałam na sobie buty GINO ROSSI, które cały czas polecam. Ale od razu ostrzegam, mi po wyjeździe na Teneryfę bardzo się rozciągnęły. Taki miałam zamysł, bo latem stopy potrafią puchnąć i ogólnie gorzej nosi się mokasyny niż np. sandały lub klapki. Specjalnie kupiłam drugą parę, żeby biegać w nich po mieście.

***

I tak niefortunnie skończył się ten miesiąc bez planów na majówkę i bez jakiegoś większego entuzjazmu. W sumie to nie zamierzam nic robić. Dobrze, że piszę to w zasadzie po weekendzie, bo zapewne zakończenie byłoby dużo smutniejsze. No nic, maj przed nami. Niczego tym razem nie oczekuję. No może tylko tego, żeby ta pogoda już z nami została. Trzymajcie się!

2 komentarze

  • Katarzyna Mikołajczyk

    Kiedy to zleciało? Dopiero do mnie dociera że jutro już maj… na szczęście zaczyna się pięknie i wiosennie. Mam nadzieję, że pogoda już z nami zostanie 😀 a ta kawiarnia skusiła, oj skusiła 🙂

    • fashiontravelshopping

      Zgadzam się, kwiecień zleciał bardzo szybko. Liczę na to, że maj pogodowo nas nie zawiedzie. Co do kawiarni, to bardzo polecam, nawet jak nie na kawkę, to na ciacho, chociaż na wynos 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *