PODRÓŻE

MAJORKA – moja ulubiona hiszpańska wyspa

Majorka była pierwszą destynacją, gdzie wybrałam się na wakacje zagraniczne. Było to 11 lat temu. Marzyło mi się wtedy wylegiwanie na plaży, kąpiele w morzu i ogólne lenistwo. Dziś gdy patrzę na tę Martę sprzed 11 lat, lekko się uśmiecham do niej, gdyż z każdym rokiem moje wakacje wyglądały zupełnie inaczej. Wtedy dwa tygodnie przy samej plaży to był totalny luksus, dziś ten luksus to możliwość odkrywania wszystkiego nowego i starego na nowo.

Planowaliśmy z mężem wybrać się kiedyś znów na tę piękną wyspę, której nazwa dawno temu przyprawiała mnie o dreszcze. Nawet nie wiedziałam dokładnie, gdzie się znajduje. 11 lat temu zakochałam się w niej po raz pierwszy, drugi raz cztery lata temu zobaczyłam jej inną część i inne oblicze, a w tym roku spędziłam tyle czasu w ukochanych moich miejscach, że mimo to wciąż czuję niedosyt.

Jak wspomniałam powyżej, planowaliśmy z moim mężem wybrać się ponownie na Majorkę na przynajmniej dwa tygodnie, wziąć samochód i zwiedzić ją w załóż i szerz. Plany zostały co nieco pokrzyżowane, ale kiedy w tym roku znalazłam lukę w kalendarzu pod koniec maja, gdy mój syn miał trzy dni wolnego w szkole, postanowiłam, że lecimy i koniec. Nie mogłam się doczekać kiedy zachłysnę się tym miejscem ponownie. I w sumie mogłoby tak być, że się rozczaruję bo wspomnienia to jedno, a rzeczywistość to drugie. Nic bardziej mylnego…

Już drugiego dnia z samego rana poszliśmy wynająć samochód i ruszyliśmy w drogę. Zwiedziliśmy te miejsca, które znamy, w których byliśmy dotychczas za krótko i kilka nowych. Jak zwykle niedosyt pozostał. Co daje optymistyczne prognozy na kolejne powroty 🙂

Poniżej znajdziecie kilka miejsc, do których warto się udać. Nie są to wszystkie najpiękniejsze miejscowości, bo nie dalibyśmy rady zwiedzić ich w ciągu 6 dni, ale zawsze może to być Wasza wyjściowa trasa.

*

CALA ROMANTICA

Przepiękna zatokowa i piaszczysta plaża znajdująca się 14 km od miasta Manacor. Nie będę ukrywała, że dotarliśmy do niej całkiem przypadkiem przy okazji zwiedzania innych miasteczek. Zoabczyliśmy będąc w okolicy, że coś takiego mamy pod nosem i pod koniec dnia podjechaliśmy na małą kawę. Musielibyście widzieć minę mojego męża, który wysiadając z samochodu zamilkł i dopiero po kilku minutach był w stanie wykrztusić z siebie, że był tu 20 lat temu w tętniącym hotelu, który była podzielony na dwie części i wyglądał jakby przeszła przez niego jakaś czystka. Oczywiście budynki stały, baseny co prawda były puste, ale były, jednak nie spotkaliśmy żywej duszy. Dopiero kiedy dotarliśmy na samą plażę schodząc dosyć stromymi schodami i ubitym piachem usiedliśmy w jednej z dwóch czynnych restauracji. Żałowałam tylko jednego, że nie mam ze sobą stroju kąpielowego.

Bardzo polecam Wam tę plażę, nawet na cały dzień. Ja byłam oczarowana okolicą, przyrodą i klifami.

*

PALMA – stolica wyspy

Jedna z piękniejszych stolic jakie widziałam. Bardzo zależało mi, aby spędzić w Palmie cały dzień, bez pośpiechu jaki zawsze nam do tej pory towarzyszył i bez konkretnego planu. I tak właśnie zrobiliśmy. Co prawda Katedra była zamknięta, pocieszałam się, że widziałam jej wnętrze 11 lat temu, postanowiliśmy więc niespiesznie pochodzić wąskimi uliczkami, zjeść dobre lody, napić się kawy, po prostu posiedzieć w kafejkach i cieszyć się chwilą. Nie jestem typem osoby, która musi zwiedzić wszystkie muzea i zobaczyć aktualne wystawy. Zdecydowanie bardziej wolę podglądać codzienne życie mieszkańców, obserwując ich popijając zimną wodę.

Natomiast sama Palma ma wiele do zaoferowania. Poza spacerem uliczkami i zwiedzaniem Katedry La Seu i parku ze sztucznym jeziorem Parc de la Mar warto zobaczyć: główny plac miasta zwany plaça Major, ratusz Ajuntament de Palma, pałac królewski Palau d’Almudaina, w niedalekiej odległości zamek Castell de Bellver.

Dla osób lubiących modę nie zabraknie sklepów z hiszpańskimi wyrobami a także markami fashion. A dla artystów i osób lubianych obracać się w kręgach sztuki, muzeów.

Każdy znajdzie tutaj coś dla siebie. Warto jak wspomniałam nie spieszyć się i poświęcić na wycieczkę jeden cały dzień.

*

VALLDEMOSSA

Niedaleko od Palmy pośród gór znajduje się mała miejscowość, w której jedną zimę spędził Fryderyk Chopin w raz z George Sand i to oni są odpowiedzialni za rozsławienie tego miejsca. Miasteczko usytuowane wśród gór Sierra de Tramuntan, otoczone piękną roślinnością. Kiedy tam jestem mam wrażenie, że przenoszę się do innego wymiaru. Uwielbiam chodzić tam kamiennymi uliczkami, na których powystawiane są donice z kwiatami i drzewkami. Zaglądać do lokalnych sklepików i rozmawiać ze sprzedawcami. Nie mogłabym też wyjechać z tamtąd bez przerwy na kawę i ciastka. Poza tym, że samo miasteczko jest przepiękne, w sierpniu odbywa się festiwal chopinowski i jest możliwość zobaczenia pianina artysty, to nie sposób wspomnieć o samej drodze jaka prowadzi do miasteczka. Widoki zapierające dech w piersi.

*

PORT DE SÓLLER I SÓLLER

Podobno Port de Sóller to najpiękniejsze portowe miasteczko na wyspie. Mi osobiście inne przypadło do gustu, ale nie będę z tym dyskutować. Fakt, że naprawdę jest piękne. Zarówno sam port jak i cała zatoka wraz z zapleczem kamienic, hoteli i restauracji. Mieści się tam niewielka plaża i jest możliwość przejechania się wspaniałym zabytkowym tramwajem prosto do Sóller.

Sóller to miasteczko znajdujące się nieco dalej niż port i zwane kiedyś było miastem złota, gdyż otoczone jest gajem cytrusowym dającym poświatę żółtego koloru. Trochę polemizowałabym, niemniej jednak faktycznie jest mocno nasłonecznione. Główne miejsce to plaça de la Constitució wokół, którego mieszczą się kawiarni i restaracje. Nie można oczywiście pominąć pięknego kościoła Església parroquial de San Bartolomé.

Do miasta, jak już wspomniałam możemy dostać się tramwajem z portu. Natomiast z samego miasta możemy udać się do Palmy jedną z kolejnych atrakcji, jaką jest podróż koleją wąskotorową przez góry Sierra de Tramuntana.

*

PORT D’ALCUDIA I ALCUDIA*

Port de Alcudia to miejsce, gdzie znajdziecie mnóstwo hoteli, kawiarenek i najdłuższe plaże oraz ładny port. Chociaż to właśnie w tym miejscu rzeczywistość bardzo odbiegała od moich wspomnień. Miałam wrażenie, że infrastruktura się rozrosła i przytłoczyła cały port oraz okolice. To tutaj zazwyczaj przyjeżdżają rodziny z dziećmi na wypoczynek. My również wybraliśmy to miejsce po raz drugi na nasz urlop odrobinę dalej od samego portu, gdyż chcieliśmy mieć możliwość po każdym pełnym wrażeń dniu posiedzieć w spokoju na plaży.

W końcu udało się nam ostatniego dnia pobytu zwiedzić stare miasto Alcudia. Byłam oczarowana i żałowałam, że dopiero teraz udało się nam chociaż na chwilę zwiedzić to miejsce.

*

PORT DE POLLENÇA

Głównym naszym celem tego dnia było dojechanie na półwysep Formentor, ale zanim do tego przejdę chciałabym na chwilę zatrzymać się jeszcze w porcie. I to było właśnie to miejsce, które bardzo mnie zaskoczyło. Nie wiem czy spowodowane było to mniejszą ilością turystów niż zazwyczaj, czy tym, że nie wiedziałam dokąd właściwie jadę. Ale pomijając jedno i drugie być może wiele z Was nie widziałoby w nim nic ciekawego. Mnie jednak zachwyciły przepiękne stare domy, które graniczyły trzema krokami od plaży. No zakochałam się w jednym z nich i gdybym wygrała w totka, to na pewno moje relacje na Instagramie oglądałybyście właśnie stamtąd. Wyobraźcie sobie morze, piasek, mało piasku, wąziutka plaża, deptak i ten dom. Marzenie…. Pomijam już sam fakt jak on wyglądał klimatycznie, z tymi wielkimi okiennicami… Dobra schodzę już na ziemię i muszę powiedzieć, że miejsce naprawdę warte zobaczenia.

*

CAP DE FORMENTOR

Strome klify, zatokowe plaże, cudowne widoki, wspaniałe punkty widokowe i dzika przyroda. Tak wygląda trasa na najpiękniejszy półwysep Formentor. Droga do samej latarni jest dość wymagająca, ale wystarczy się nie spieszyć i podziwiać widoki, aby spokojnie dojechać do celu. Naszym celem była sama latarnia, natomiast zachęcam Was bardzo do zorganizowania wyjazdu całodniowego z plażowaniem na pobliskich zatokowych plażach. Wszystko jest ładnie oznaczone, a do samych plaż czasem trzeba spory kawałek dojść. Jednak po obejrzeniu zdjęć plaży Cala Murta, Cala en Feliu, El Caló oraz Cala Formentor trochę żałuję, że się nie zdecydowaliśmy wcześniej. No, ale nic straconego, będzie to kolejny powód, aby wrócić.

Sama latarnia nie ma w sobie nic szczególnego, poza roztaczającymi się z niej widokami. To jest właśnie to, na co ja liczyłam tam jadąc. Na miejscu mieści się miła kawiarenka, w której można zjeść coś na ciepło, na zimno, albo się po prostu napić kawy. Wrażenia niezapomniane.

CO WIĘCEJ…

W zasadzie do tej listy dopisałabym dzisiaj jeszcze plażę Sa Calobra, na której tym razem nie byliśmy, ale uważam, że warto. Z miasteczek dodałabym jeszcze dwa: Inca i Deiá oraz dla tych co kochają perły Manacor. Następnym razem na nocleg zatrzymałabym się w miejscowości Cala d’Or. Natomiast pominęłabym Er Arenal, ze względu na swoje przeznaczenie jakim jest jedna wielka imprezownia, szczególnie dla tych co mają się żenić.

*nie wszystkie nazwy mają zachwala oryginalną pisownię, ze względu na brak znaków na klawiaturze

*kolory na zdjęciach są delikatnie rozjaśnione, Majorka ma to do siebie, że częstuje nas pełną paletą barw. Kwestia tylko jaka będzie pogoda. My jak możecie zauważyć mieliśmy bardzo zmienną pogodę. Od pięknych słonecznych dni po szare i pochmurne. Ale chyba jednak najpiękniejszy kolor wody w zatokowych plażach, jest właśnie na Majorce.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *