Miesiąc z książką – PAŹDZIERNIK
Czy nie macie czasem tak, że odnosicie wrażenie ciągłej straty. Najpierw pierwszej, wielkiej miłości, później figury, a na koniec czasu rozpatrywanego z wielu perspektyw. Nie zamierzam pisać tutaj o utracie samej siebie po urodzeniu dziecka, czy pochłonięciu przez pracę. Ale jak głębiej się temu przyjrzałam to zdałam sobie sprawę jak wielką walkę toczę sama ze sobą o wiele rzeczy, a czas jest jedną z nich. Nie pojmuję go przez pryzmat stażu mojego związku, dorastaniu mojego syna czy wieku w jakim się znajduję, ale tego że chwile są tak bardzo ulotne, że to co mamy dziś jutro możemy stracić. Nie doceniamy naszego otoczenia, pracy, wolnych wieczorów z książką i lampką wina bo wydaje się nam, że takie chwile są nam przypisane na stałe. Nie rozpatrujemy ich w kategoriach przyjemności dodatniej czy wyjątkowej chwili. Dopiero pewne zdarzenia, najczęściej zdrowotne powodują, że zaczynamy inaczej postrzegać nasze życie. Stajemy się bardziej otwarci, albo mocniej zaangażowani, albo w ogóle odnajdujemy pewien sens, którego ciągle nam brakowało. Zastanawiam się tylko, dlaczego właśnie coś musi się wydarzyć, żebyśmy zdali sobie z tego sprawę. Naszły mnie takie refleksje po przeczytaniu kolejnej powieści, której tytuł świetnie się wpisuje w moje rozważania, a czas i przemijanie są jej tematem przewodnim.
ZGUBIĆ I ODNALEŹĆ – DANIELLE STEEL
Dojrzała samotna kobieta, świetna i bardzo uznana fotografka, matka trójki dorosłych dzieci Deany, Bena oraz Milagry. Maddie główna bohaterka po nieszczęśliwym upadku, w którym łamie kostkę postanawia przeżyć przygodę życia zaczynając od zmierzenia się z demonami przeszłości. Poirytowana zachowaniem jednej z córek i zaintrygowana zawartością pudła z przeszłości postanawia wyruszyć w bardzo ciekawą podróż. Z jednej strony chce na jakiś czas zniknąć, czego skutkiem jest brak odpowiedzi na telefony. Z drugiej chce odwiedzić starych przyjaciół i zobaczyć co u nich dzisiaj słychać. A z trzeciej strony, o której dowiaduje się dopiero pod koniec podróży, poznać na nowo samą siebie i zrozumieć, że ma wiele do zaoferowania i nie zamierza jeszcze kończyć życia w domu starców, tak jak życzyła sobie tego jej córka.
Maddie odwiedza trzy miasta i trzech mężczyzn. Po uprzednim sprawdzeniu kim teraz są i co robią zaplanowała podróż z Nowego Jorku samochodem. Pierwszy przystanek odbyła w Bostonie, drugi Chicago, kolejny u podnóża gór Teton. Następnie udała się na wybrzeże Big Sur w Kalifornii, odwiedziła syna w San Francisco oraz córkę w Mendocino, wróciła jeszcze na chwilę na wybrzeże skąd miała samolot do Nowego Jorku. Łącznie przejechała około 7 tysięcy kilometrów.
Była to wspaniała podróż, która pozwoliła Maddie na mentalne rozstanie się z przeszłością, zacieśnić więzi z dwójką dzieci, które mieszkały z dala od domu. Była osobą wolną, niezależną, zaangażowaną w swoją pracę. Nie chciała wchodzić w coś nowego co mogłoby zburzyć jej codzienność. Ale sama przed sobą nie ukrywała tego, że tak naprawdę jest samotna. Z nikim nie spotykała się na stałe od około dwudziestu lat. Praca wypełniała jej całe życie. Wypadek, który ją spotkał oraz słowa Deany spowodowały pewne załamanie mentalne. Musiała coś zrobić, aby przekonać się, że w wieku 59 lat na wiele ją jeszcze stać i niekoniecznie musi chodzić z alarmem na szyi jak to jej cały czas sugerowano.
Zbieg okoliczności spowodował, że podczas tej podróży Maddie poznała mężczyznę, z którym połączyło ją wielkie uczucie. Jedyną przeszkodą w ich związku była odległość. Czy udało im się ją pokonać i czy Maddie wyszła cało z zamachu w Pakistanie musicie sprawdzić już same. Obiecuję, że warto!