WAKACJE, jak miło spędzić urlop z rodziną?
WAKACJE, jak miło spędzić urlop z rodziną?
Sposób spędzania wakacji bardzo się u mnie zmienił na przestrzeni ostatnich kilkunastu lat podróżowania. Na początku liczyła się tylko plaża i leżak. Najlepiej dwa tygodnie obok parasola, aby jak najmocniej się opalić. Dzisiaj tego oczywiście nie pochwalam, ale myślę, że każda z nas ten etap ma, albo miała w swoim życiu. W kolejnych latach istotne były dla mnie największe aglomeracje. Dużo chodzenia i zwiedzania, a po ewentualnie basen. Natomiast od 5 lat bardzo lubię zrównoważone urlopowanie.
Nie znoszę siedzenia w jednym miejscu, nie wspominając już o męczarniach jakie przechodzę po 3 godzinach leżenia plackiem nad wodą. Oczywiście takie dni są potrzebne, aby organizm zregenerował się, kiedy plan wakacyjny jest napięty. Na całe całe szczęście moi towarzysze podróży mają podobnie. Chociaż każdy z nas lubi też co innego.
Jak to wszystko połączyć podczas trzytygodniowej wyprawy samochodem, gdzie w danym miejscu nie będziemy spać dłużej niż trzy noce?
No właśnie. U nas obecnie trwa 5 taka wyprawa we trójkę i w sumie mogę powiedzieć, że dochodzimy do perfekcji w organizowaniu naszych rodzinnych wyjazdów. I tak jak uwielbiamy spędzać czas z przyjaciółmi i znajomymi, to takie wyprawy dużo lepiej nam idą samotnie. Cały plan robimy wg naszego uznania i nie musimy zastanawiać się czy ktoś będzie zadowolony czy nie. Może się to wydawać odrobinę egoistyczne, ale nie będę tego ukrywała, szczególnie wtedy kiedy spędzam dłuższy czas poza domem i mam zamiar się zrelaksować, a nie znosić fochy i dziwne komentarze na temat wybranych miejsc. Wystarczą mi fochy najmłodszego uczestnika wycieczki, tu i tak muszę mieć ogromne pokłady cierpliwości, chociaż po każdym powrocie uważam, że mój syn powinien otrzymać medal za cały wyjazd. Nie zapomnę jak byliśmy we Włoszech przez 5 tygodni i w ostatnim miejscu zaczęło się odliczanie ile nocek zostało do upragnionego powrotu do domu…
W takim razie jak zorganizować taki wjazd, aby każdy był zadowolony i uśmiechnięty?
Jak dla mnie, dla każdego coś miłego. Każdy z nas ma pewne preferencje. Na szczęście lubimy te same miejsca jeśli chodzi o kraje docelowe. Także tu już jest z górki. Tworząc całą trasę zastanawiamy się, jakie atrakcje możemy dla siebie wymyślić, np. mi bardzo zależało, aby chociaż dwie godziny móc spędzić w jednym z outletów pod Paryżem. Sprawdziłam gdzie będzie najbliżej, co jest na miejscu, ile sklepów i czy jest restauracja dla moich chłopaków. Po całej analizie okazało się, że zaraz obok znajduje się Disneyland. Więc nie dość, że ja na zakupy miałam aż pół dnia, to mój syn spędził z nami kolejne dwa dni w parkach rozrywki. I wspomniane dni były całe dla niego, robiliśmy co on chciał robić, tak aby nacieszył się miejscem na maxa. Z kolei mój mąż również wyznaczył swoje miejsca, które chciałby zobaczyć i tak sporządziliśmy listę to see.
Co poza listą?
Każda podróż składa się z etapów. U nas zawsze jeden najdłuższy na dojazd i powrót. Ten pierwszy to jeszcze fascynacja i nakręcenie, więc raczej idzie gładko. Mój syn ostatnio bardzo lubi czytać podczas jazdy, co dla nas naprawdę jest dużym ułatwieniem. Ale dojazd do domu jest zawsze najbardziej męczący. Nie ma tu żadnego innego sposobu jak dobry humor i pielęgnowanie wspomnień z ostatnich kilkunastu dni. Trzeba to przeżyć i już. Nie lubię na tym odcinku skupiać się na jakimś zwiedzaniu, tylko raczej na bezpiecznej jeździe prosto do domu uwzględniając oczywiście spokojny nocleg. Natomiast zawsze mamy pod ręką książki, tablet, przekąski (te niezdrowe też) i omawiamy cały wyjazd – co było najfajniejsze, co nam się ewentualnie nie sprawdziło, gdzie chcielibyśmy wrócić itd. Reasumując rozmowy, rozmowy, rozmowy.
Nuda w trakcie?
Możliwa i realna. W pewnym momencie jesteśmy po prostu zmęczeni natłokiem wrażeń i mimo, że staramy się dwa lub trzy dni odpocząć w jednym miejscu, to wtedy wkracza nuda, szczególnie jeśli jesteśmy tu po raz drugi. Dlatego pobyt w Paryżu skróciliśmy do dwóch nocy. Wybraliśmy atrakcje jakie chcemy zobaczyć i realnie policzyliśmy ile potrzeba na nie czasu. Ale zawsze planujemy na koniec trochę dłuższy pobyt nad morzem. Codzienne chodzenie na plaże i z powrotem to nie dla nas. Więc czasem na śniadanie wybieramy się do miasteczka na lody i jakieś małe zakupy w postaci pamiątek. Innym razem rozwiązujemy zagadki, krzyżówki, lub leniuchujemy nad basenem. Tak, żeby każdy dzień wydawał się choć trochę inny. Warto też w tym czasie zająć się rzeczami, które faktycznie chcemy robić. Nie pochwalam ciągłego grania w gry na tablecie, ale wiem, że syn musi mieć własną przestrzeń spędzając z rodzicami 24h bez przerwy. Także tutaj daję się naciągnąć, ale bez przesady 🙂 Ja w tym czasie chętnie poczytam książkę lub wypiję kawę z mężem na tarasie.
No dobra, a co jeśli nasze dziecko nie ma tej smykałki podróżniczej?
Odeślę do wpisu sprzed dwóch lat: Podróże z siedmiolatkiem. Jak zaradzić nudzie? Oczywiście odpracowaliśmy ostatni punkt w postaci ilości zabawek na wyjazd i teraz zabieramy tylko to co mieści się w małym plecaku wraz z książkami, kredkami, zeszytem do bazgrołów itp. Reszta? Jak najbardziej aktualna.
A co przede wszystkim?
To dobry humor, uśmiech na twarzy, chowanie urazy jak coś nie idzie po naszej myśli, kontrolowanie ilości uwag jakie się wygłasza w stosunku do danej osoby, mówienie wprost co chcemy w damym miejscu robić, bycie tu i teraz. Bo nic z tych rzeczy się nie powtórzy!
BON VOYAGE