LIFESTYLE,  MODA,  PODRÓŻE

Francja – czy to już przewodnik, czy raczej jeszcze wspomnienia? Cz. I. wstęp.

Nie miałam w planach opisywania naszych podróży po Francji, ani pisania przewodników, bo uważam, że widziałam jeszcze za mało. Ale po Waszych licznych wiadomościach i pytaniach o miejscowości, noclegi, a nawet przewodniki, postanowiłam przygotować ten bardzo długi wpis, jako podsumowanie naszych ostatnich wyjazdów w ukochane miejsca. Nie będzie to takie proste, ponieważ muszę wrócić pamięcią kilka, a nawet kilkanaście lat wstecz. Niemniej jednak sprawi mi to ogromną przyjemność i dzięki temu spędzę wiele dni przy laptopie jeszcze po ostatnim pobycie na południu Francji. No i mam nadzieję, że ten wpis pomoże Wam zaplanować kolejne wakacje we Francji. Postanowiłam również podzielić go na dwie lub trzy części ze względu na ilość informacji oraz zdjęć.

Zaczynam ten wpis siedząc na tarasie w przepięknym miejscu w Langwedocji. Otoczona oliwkami z widokiem na stare dachówki z mojego klimatycznego tarasiku popijając kawę i wsłuchując się w ukochany dźwięk cykad, próbuję zanurzyć się w przeszłość i wrócić pamięcią do pierwszego wyjazdu na Lazurowe Wybrzeże… Był to rok 2011. Pierwsza daleka podróż samochodem i pierwszy trzytygodniowy urlop. Całkowicie zdałam się na mojego, wtedy jeszcze narzeczonego, który spędził w Cannes pięć ostatnich wakacji. Kompletnie nie wiedziałam co mnie czeka, bo całą organizacją zajął się on. Na dodatek dopowiem, że pozostałe wyjazdy były już planowane pod moim przewodnictwem. Ale nie dlatego, że coś było nie tak. Mi to już nie wystarczało, chciałam zobaczyć więcej…

Wracając do 2011 roku, wynajęliśmy apartament z widokiem na morze. Piętnaście minut pieszo od miejsca gdzie odbywa się jeden z największych festiwali filmowych. Byłam oczarowana wszystkim co widziałam. Chociaż pamiętam doskonale, jak po północy wjechaliśmy do Cannes, zmęczeni kilkunastogodzinną jazdą. Sama przejechałam wtedy 700 km. I uderzyło nas nocne życie na Bd de la Croisette. Masakra. Tak wtedy pomyślałam. Gdzie my przyjechaliśmy?

Odebraliśmy klucze z agencji do mieszkania. Zaparkowaliśmy samochód, zabraliśmy rzeczy i poszliśmy spać. Rano obudził mnie dźwięk otwieranej rolety okiennej i ujrzałam najpiękniejszy widok, jaki mogłam sobie wtedy wymarzyć – błękit Morza Śródziemnego. To były moje trzecie wakacje zagraniczne. To właśnie wtedy po raz pierwszy odwiedziłam Saint-Tropez, Grasse, Biot, Niceę oraz Monako.

I przepadłam…

Z tego czasu nie mam wielu zdjęć, ale mam wspaniałe wspomnienia widoków, smaków, zapachów, ludzi, gorącego piasku pod stopami, niezliczonych wpitych puszek Sprite [do tego jeszcze wrócimy], pierwszych francuskich zakupów, opalania toples, gorących wieczorów i zdjęć zrobionych przez paparazzi… To był hit. Pomylono nas wtedy z kimś. Szliśmy wieczorem elegancko ubrani na kolację obok hotelu Carlton i nagle jakiś facet wyskoczył z krzaków i zaczął nam pstrykać zdjęcia, a ja zaczęłam osłaniać twarz dłonią, jak robią to znane osoby. Po całym zdarzeniu przy kolacji nie mogliśmy powstrzymać się od śmiechu. Nawet dziś, na to wspomnienie uśmiecham się z nostalgią tamtych czasów. Bo wiele się od wtedy zmieniło. Zarówno w Cannes, jak i w naszym życiu.

Właśnie wtedy dowiedzieliśmy się, że zostaniemy rodzicami. Czego bardzo chcieliśmy, ale absolutnie nie przypuszczaliśmy, że uda się od razu. Robiliśmy więc wiele planów, które musieliśmy przełożyć na później. Od tego momentu nastąpiła dłuższa przerwa od wyjeżdżania na wakacje samochodem. Przerzuciliśmy się na samolot oraz rodzinne hotele z udogodnieniami dla maluszka. Tak zwiedziliśmy greckie i hiszpańskie wyspy. A Sprite, to był jedyny wtedy napój, który mi smakował…

Do samochodu ponownie wsiedliśmy z naszym czterolatkiem w kierunku Włoch w 2016 roku. W 2018 połączyliśmy Włochy i Francję. I to był czas, kiedy odkryłam Prowansję… Znów mieszkaliśmy w Cannes, ale mnie ciągnęło dalej i zarezerwowałam nam pobyt w jednym Château, a po drodze zwiedzaliśmy różne miejscowości. Kiedy tak jechaliśmy do jednej z nich, otworzyłam okno i poczułam zapach unoszącej się lawendy. To było coś niesamowitego. Pamiętam, jak późnym wieczorem dojechaliśmy do Château, dostaliśmy wtedy pokój o nazwie Nostradamus i wieczorem usiedliśmy w parku czegoś się napić. To było jak magia. Kilka stolików z białymi obrusami, porozwieszane lampki, elegancko ubrani ludzie, cykady kończące swój popisowy występ. Miałam wrażenie, że znalazłam się w jakiejś innej rzeczywistości równoległej, baśni tysiąca i jednej nocy… Naprawdę nie chciałam wracać do naszego mieszkanka w Cannes.

To był przełom. Co prawda kolejny rok spędziliśmy we Włoszech, gdzie w ciągu pięciu tygodni, mieliśmy zaplanowane trzynaście noclegów i jeszcze więcej miasteczek i miast do zwiedzenia. Spełnione marzenie mojego męża, jak i moje. Wiecie Toskania i te sprawy. Kolejnego roku już nie odpuściłam i tak rok w rok zaczęliśmy jeździć do Francji. Za każdym razem jednak próbowaliśmy zobaczyć coś nowego. I tak w ciagu pięciu lat zjechaliśmy z północy na południe, pojechaliśmy nad ocean, zatrzymaliśmy się z małym dzieckiem w Paryżu, a ono od razu pokochało to miasto, spaliśmy w ciekawych miejscach. Raz w hotelach trzygwiazdkowych, żeby znowu zatrzymać się w pięciogwiazdkowych Château. Zaczęłam pokazywać nasze podróże na Instagramie i tak rok w rok widzę ile z Was zachęciłam do przyjazdu do Francji.

Jest wiele kont i blogów, które podają dokładne plany podróży i jakie zabytki czy muzea zwiedzić oraz gdzie dokładnie jeść. Ja natomiast nie lubię trzymać się jednego planu, więc to nie będzie typowy przewodnik. To będą miejsca, które odwiedziliśmy i hotele, w których do tej pory spaliśmy oraz restauracje, które specjalnie rezerwowałam podczas naszych pobytów. Musicie też wiedzieć, że czasem nie wygrywa dana miejscowość, a hotel [jak chociażby ten, w którym jestem dzisiaj]. I dopiero od niego zaczyna się planowanie co będziemy w danym miejscu robić. A może nic…

Może zatrzymamy się na chwilę i wsłuchamy w szum wiatru, śpiew cykad, dźwięk sztućców w porze lunchu, popływamy w basenie z widokiem na winnicę, a wieczorem usiądziemy elegancko ubrani do kolacji i jeszcze na sam koniec przejdziemy pustymi uliczkami jakby wymarłego miasteczka? A po co to wszystko? Może po to, żeby na chwilę się zatrzymać, posiedzieć w ciszy, pomyśleć, spędzić czas bez rozpraszaczy, uspokoić myśli, nerwy, dać sobie możliwość większego odczuwania… Zaczniemy więc od Prowansji. To będzie kolejny wpis.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *