Co słychać u mnie po pierwszym kwartale nowego roku?
Jak zapewne wiesz, w styczniu opublikowałam pierwszą w swoim życiu listę postanowień noworocznych. Nigdy dotąd nie robiłam czegoś takiego. Jedynie jakieś mrzonki o wyznaczonych celach siedziały mi gdzieś z tyłu głowy, ale nigdy nie wylałam ich na papier.
Miniony rok był dla mnie zupełnie inny. Mimo tego co się działo, dzieje się na świecie i u nas w kraju nie przeszłam załamania nerwowego, no może przez kilka dni kiedy zawitała do nas wiosna, a ja czułam się jak ptaszek w klatce. Natomiast poza tym jednym incydentem, rok 2020 był dla mnie dobry. Czułam, że zachodzi jakaś we mnie przemiana i będzie to proces długotrwały na wielu płaszczyznach. Między innymi efektem tego, była silna potrzeba wypisania postanowień na nowy rok. Czułam, że muszę to zrobić, bo inaczej się uduszę. Niby nic wielkiego, ale dla mnie miało to ogromne znaczenie i był to krok milowy w moim rozwoju.
Co zatem u mnie słychać po trzech miesiącach? Jak wygląda moje życie? Na czym się skupiam najbardziej? Czy mi czegoś brakuje? Jakie cele postawiłam sobie na kolejny kwartał? Postaram się na te wszystkie pytania odpowiedzieć jak najbardziej zwięźle, bo opowiadać o tym mogłabym godzinami, ponieważ wszystkie te zmiany czuję całą sobą i własne dlatego powstaje ten wpis.
Wydawałoby się, że człowieka nie można zmienić i z tą tezą zgadzam się w 100%. Drugiego człowieka nie można zmienić, ale na szczęście można wpłynąć na samego siebie. Jest tak dużo narzędzi i materiałów, które można do tego wykorzystać i tak wiele dowiedzieć się o sobie nowych rzeczy. Czasem coś może się nie wpasować, ale generalnie uważam, że warto próbować.
Za naszą zmianę odpowiada wiele czynników, jak chociażby praca lub ludzie wokół, których kręci się nasze życie. Ale warto wiedzieć, że mogą nas ciągnąć w dół i przeszkadzać we wzrastaniu. Szerzej takie zachowania pomogły mi zrozumieć książki, które miałam przyjemność ostatnio przeczytać.
KSIĄŻKI
Mam ogromne braki we wpisach z książkami, ale to nie oznacza, że ich nie czytam. Jest wręcz całkiem odwrotnie. Siedzę w książkach prawie codziennie, czasem przeczytam połowę, czasem wystarczy mi sił raptem na kilka stron. Ale nie wyobrażam sobie życia bez nich. Poniżej chciałabym przedstawić Ci kilka tytułów, które przeczytałam w tym roku i które planuję jeszcze przeczytać. Część z nich poleciła mi Dominika, która trochę wcisnęła mnie w ten świat, na inne wpadłam sama i poczułam, że muszę je przeczytać. Nie są one jakieś odkrywcze, wiele znajdziesz na półce Empiku, ale dla mnie stanowią pewną nową podstawę do tego jak chcę żyć.
Książki, które przeczytałam:
„Miłość, ścieżki do wolności”
„Słowa mocy”
„Twoja wewnętrzna moc”
Od razu na samym początku muszę się do czegoś przyznać. O Agnieszce Maciąg słyszałam już dawno temu i nie za sprawą jej cudownej urody i sukcesów jakie odnosiła w świecie modelingu, ale właśnie wtedy kiedy przechodziła swoją ogromną przemianę. Byłam do tego bardzo sceptycznie nastawiona. Moje życie było wywalone do góry nogami i zupełnie co innego miałam w głowie, niż pracę nad samą sobą. Ostatni rok wiele mi pokazał i zrozumiałam co naprawdę się liczy. Nie to, żebym nie wiedziała, ale zaczęłam jeszcze bardziej zwracać uwagę na swoje zachowanie wobec innych oraz na odwrót. Już kilka lat temu otrząsnęłam się z fałszywych przyjaźni. Zresztą mam wokół siebie tylko garstkę ludzi, którym ufam i naprawdę to mi wystarczy. Natomiast powyższe książki pozwoliły mi zrozumieć swoje własne emocje, odnaleźć ich źródło i wyznaczyć drogę do poprawienia mojego samopoczucia, które przekłada się na wszystkich domowników. Wiele pracy jeszcze przede mną, ale przynajmniej wiem, że wybrałam dobrą drogę.
W książce „Miłość, ścieżki do wolności” odnalazłam pewne recepty na życie, na problemy w związku i rodzinie oraz wiele informacji na temat duchowości. Tego, że nie jestem w stanie pójść na przód sama. I najpiękniejsze jest to, że nie ma mowy tutaj o chodzeniu do Kościoła, spowiadaniu się, poczuciu, że rodzimy się z grzechem. Już dawno mentalnie odeszłam od Kościoła, bo nie godzę się na wiele rzeczy, które się tam dzieją i co jest wpajane dzieciom na religii. A dzięki tej książce zrozumiałam, że wcale nie muszę odrywać się duchowo, wręcz przeciwnie powinnam mocno się w to zaangażować, żeby móc dokonywać cudów we własnym otoczeniu. I to nie jest temat czy ktoś wierzy, czy nie. Czy chodzi do kościoła, czy nie. To jest zrozumienie, że boska moc istnieje i możemy z niej czerpać naprawdę wiele we własnych czterech ścianach w zupełnie inny sposób. Jaki? Tutaj zapraszam Cię już do lektury.
W książce „Słowa mocy. Sztuka tworzenia szczęśliwego życia” poszłam o krok dalej i dotarłam do punktu JA. Może to brzmi trochę dziwnie, ale słowa zawarte w tej pozycji praktycznie tylko odnoszą się do naszego JA. Do tego, aby być bardziej uważnym, nauczyć się odpuszczać, umieć znaleźć w sobie szczęście, być zdeterminowanym, odważnym, wdzięcznym. Słowa wypływające z każdego rozdziału niesamowicie koją naszą strapioną duszę, otwierają na wspaniałe przeżycia, dają wiele do myślenia, ale także podają receptę, jak to wszystko osiągnąć. Jeśli chcesz poczuć przypływ nowej energii do tworzenia szczęśliwego jutra, to powinnaś sięgnąć po tą pozycję.
W książce „Twoja wewnętrzna moc. Jak żyć dobrze w niespokojnych czasach” odnalazłam siłę do życia w świecie jaki teraz mamy. Bo mam wrażenie, że jesteśmy już tym bardzo zmęczone. Nie bez powodu o tym piszę, ponieważ ta pozycja ukazała się w listopadzie ubiegłego roku i była oparta na wydarzeniach jakie obiegły cały świat. Mam wrażenie, że przez to co się stało, była ona dla mnie dużo trudniejsza nie poprzednie dwie książki, ponieważ tyle ile skrajnych emocji kumulowałam w sobie przez cały 2020, musiałam na spokojnie przepracować rozdział po rozdziale. Emocja po emocji. I chociaż wydaje mi się, że bardzo dobrze sobie radziłam ze wszystkim co się działo, to jednak pewne rzeczy trzeba przeczytać, żeby sprawdzić czy na pewno i czy jestem gotowa się w to zaangażować. To nie jest książka na raz, na weekend, czy na wyjazd tygodniowy. Owszem zdążysz ją przeczytać bardzo szybko, ale tu wcale nie o to chodzi, żeby odłożyć kolejną książkę na półkę, tylko dzień po dniu przepracowywać nasze cienie. Jak radzić sobie z przeciwnościami losu i tworzyć sobie piękny świat? Zajrzyj do środka i przekonaj się sama.
Kolejne trzy pozycje to:
„Fenomen poranka” Hal Erold
Już wiele razy wspominałam, że nie jestem rannym ptaszkiem. „Fenomen poranka” opowiada o tym jak zmobilizować się do życia inaczej. Znaleźć czas dla siebie o wczesnym poranku kiedy jeszcze wszyscy domownicy śpią, kiedy do świeżej głowy wpadają nowe pomysły, kiedy trenujesz z większym zapałem, bo po prostu masz na to wszystko czas. Ale żeby nie był tak pięknie, to trzeba nad tym mocno popracować, wiele poprzestawiać z pozoru rzeczy, których się nie da, co bardziej siedzi w naszych głowach i zacząć czerpać z całego dnia pełnymi garściami już od wschodu słońca.
„Potęga podświadomości” Joseph Murphy
Przyznam szczerze, że jakoś nie czuję tej książki. Może dlatego, że zaczęłam od zupełnie innych pozycji i ta jest ostatnią z tej całej listy, którą tu wymieniam. Mam wrażenie, że tak wiele się dowiedziałam z pozostałych książek, że było to dla mnie pewnego rodzaju powielenie wszystkich praktyk, jakimi człowiek powinien się kierować, aby żyć szczęśliwie. Natomiast jeśli zależy Ci na czasie, skondensowanej treści, wszystkiego w jednym egzemplarzu i postanowisz, że nie zatrzymasz się na tej pozycji, tylko potraktujesz ją jako wstęp do dalszego rozwoju, to myślę, że będziesz z niej bardzo zadowolona. Moim zdaniem jest to idealna pozycja dla osób, którym generalnie nie jest po drodze z książkami. Sama zabrałabym ją na wakacje, lub weekendowy wypad za miasto, gdzie zaczełabym powoli zgłębiać jej tajniki. Nawet jeśli poprzestaniesz na tej książce i nie sięgniesz po inne, to i tak zobaczysz, jaka przemiana w Tobie zajdzie już podczas lektury. Zawsze jest to duży krok na przód.
„Cztery umowy” Don Miguel Ruiz
To nie jest taka zwykła książka, o tym co robić, aby dobrze żyć. Jest w niej jakby trochę magii. Mowa o śnie, oprawcy, ofierze i o umowach, które należy zerwać, aby móc w to miejsce zawrzeć nowe, lepsze. Ta pozycja jasno i klarownie przestawia raptem cztery rzeczy, jakie powinny przejść metamorfozę, aby wyswobodzić się z pętli złości, nienawiści, złego samopoczucia, iluzji, trucizny, zakłamania, lęku, kary. Od razu powiem, że to nie jest książka dla każdego. Mam wrażenie, że może za pierwszym razem nawet nie przypaść wielu osobom do gustu. Ale wiem też obserwując różne osoby na Instagramie, że wraca się do niej w odpowiednim momencie. Pamiętam jak po raz pierwszy opublikowałam jej fragment na Instagramie. Dostałam kilka wiadomości z pytaniem co to za książka. Kolejnym razem, pytań o nią było więcej, a to oznacza, że jest nam potrzebna. Warto na nią poświęcić więcej czasu. Wracać do wyjaśnień podstawowych znaczeń, aby dokładnie zagłębić się w jej treść. Czytać powoli ze zrozumieniem. Ale ostrzegam, jeśli nie czujesz wewnętrznej potrzeby zmiany, nie czujesz w ogóle tematu podświadomości, działania, pracowania nad swoim ego, albo jeszcze gorzej, sama jesteś takim wampirem energetycznym [chociaż pewnie Ty tego nie widzisz], to obawiam się, że nic z niej nie zrozumiesz. Obawiam się, że uznasz ją za dziwną, a nawet głupią. Jeśli tak będzie, odłóż ją na półkę i wróć, kiedy będziesz czuła, że i na Ciebie przyszedł ten czas. Nie rezygnuj z niej, bo jeśli postarasz się wprowadzić jej zasady w swoje życie zobaczysz, że będzie one dużo lżejsze.
KSIĄŻKI JAKIE ZAMIERZAM PRZECZYTAĆ
Ta lista jest bardzo długa, ale postanowiłam wymienić tutaj te książki, które mam przygotowane na najbliższy czas.
„Twój dobry rok” Agnieszka Maciąg
„Rozmaryn i róże” Agnieszka Maciąg
„Francuzki dojrzewają najpiękniej” Mylene Deslaux
„Joga piękna” Marta Kucińska
Dzięki słowom zawartych we wspomnianych książkach odnalazłam świat, który może być piękny. To świat, który noszę sama w sobie. Aby codziennie budować kolejne mosty, przekraczać granice, iść we właściwym kierunku co rano losuję kartę z afirmacjami.
AFIRMACJE
Karty z afirmacjami znam już od dłuższego czasu, ale podchodziłam do nich z ogromną rezerwą. To zbiór pięknych słów układających się w piękny tekst, który buduje na cały dzień. Wiele razy miałam dołek rano, a karta którą wylosowałam przyprawiała mnie o łzy szczęścia pokazując, że wszystko będzie dobrze. Jeszcze nie tak dawno, gdybym przeczytała gdzieś powyższe zdanie, pewnie zaczęłabym się z tego śmiać. A dziś nie wyobrażam sobie dnia bez wylosowania kolejnej. Czasem zapominam w ciągu dnia o jej treści więc postanowiłam publikować je u siebie na Instagramie, aby przypominać sobie te słowa w chwili zwątpienia. Na rynku pojawiło się wiele takich zestawów kart i naprawdę nie ma znaczenia czy kupisz te czy inne. Ważne, aby wierzyć w to co jest na nich napisane i że mają one realnie wpływ na nasze nastawienie.
Książki i afirmacje były punktem wyjściowym do rozpoczęcia zupełnie nowej przygody związanej z medytacją i jogą. Jest to temat na tyle szeroki i wiem, że jestem na samym początku, ale cieszę się, że dzień po dniu robię dla siebie coś zupełnie innego niż dotychczas. O jodze piszę trochę dalej, natomiast medytacja jest dla mnie elementem bardzo ciekawym i magicznym…
MEDYTACJA
Nie potrafię się wprowadzić jeszcze w trans i póki co wsłuchuję się w swój oddech i całe ciało. Staram się puszczać myśli wolno i oczyszczać głowę z całego bałaganu, który nagromadziłam poprzedniego dnia. Medytuję codziennie z samego rana ponieważ mam wtedy ciszę i nikt nie kręci mi się po mieszkaniu, a to mogłoby sprzyjać rozpraszaniu. Im dłużej medytuję, to mobilizuje mnie to do porannego wstawania. Nie jestem rannym ptaszkiem i najlepiej wylegiwałabym się w łóżku aż ktoś podałby mi pierwszą kawę. Jednak pewna zmiana nawyków doprowadziła mnie do tego, że wstaję dużo wcześniej niż dotychczas. Kiedy budzę się rano i nie mam fizycznie siły wstać, to ze sobą nie walczę. Słucham swojego organizmu i zdarza mi się od czasu do czasu odpuścić. Natomiast jeśli jest to typowe lenistwo, to przez chwilę ze sobą dyskutuję z czego musiałabym zrezygnować o poranku, żeby poleżeć 20 minut dłużej. Efekt? Zawsze wtedy wstaję, bo wiem jak bardzo potrzebne są mi te moje poranne praktyki, które rozpoczynam od zapalenia aromatycznej świecy, a później: ćwiczenia, joga, medytacja, afirmacje. Zauważyłam, że bez nich w ciagu dnia jestem jakaś rozkojarzona i niespokojna. Staram się zatem kłaść wcześniej, aby takich sytuacji rano było jak najmniej.
Wszystkie rzeczy wspomniane powyżej spowodowały, że chciałam spróbować czegoś nowego. Co prawda niespecjalne chciało mi się latać za kursami po mieście i z pomocą oczywiście przyszedł internet i szkolenia on-line.
SZKOLENIA ROZWOJOWE
Każdy z nas potrzebuje rozwoju, ale w odpowiednim dla siebie czasie. Nic na siłę nie zrobimy, jeśli nie czujemy takiej potrzeby. Przeszłam jeden kurs samorozwoju w listopadzie ubiegłego roku, ale już w trakcie widziałam jak jestem poblokowana i nie mam siły otworzyć się sama przed sobą. Każde zadanie kończyło się płaczem i myślami jaka jestem beznadziejna. To dało mi dużo do myślenia. Co ze mną jest nie tak, gdzie tkwi problem, dlaczego nie potrafię się sama docenić za to co robię i jakim jestem człowiekiem? Te pytania krążyły w mojej głowie bez przerwy. Stwierdziłam, że nie będę z tym walczyć i to zostawiłam. Natomiast kiedy już przeczytałam te wszystkie książki powyżej, poczułam że blokują mnie ludzie, którzy mnie otaczają. Zaczęłam się z tego wycofywać i skupiać na swojej osobie. Tak, aby to mi było dobrze i przyjemnie, ale bez szkody dla innych. Z czasem zaczęłam zapisywać się na kolejne kursy.
Kurs astrologicznego początku roku Agnieszka Maciąg:
Był to niezwykle interesujący kurs, podczas którego poznałam charakterystykę poszczególnych znaków zodiaku. Zrozumiałam, dlaczego ktoś postępuje tak czy inaczej i dzięki temu, a także książce „Cztery umowy” umiałam się wyswobodzić z niskiej energii. Cały kurs trwał 14 dni i jest już niedostępny, ale bardzo polecam zapisać sobie w kalendarzu, aby śledzić w przyszłym roku i naprawdę z zaangażowaniem w nim uczestniczyć. Nie tylko dowiesz się wielu ciekawych rzeczy o znakach zodiaku, ale także o tym z czym każdy z nich się zmaga i jak powinien przepracować swoje zachowanie, aby osiągnąć inny poziom życia. Dla mnie było to otwarcie oczu na wiele rzeczy. Zmieniło moje zachowanie wobec innych ludzi, a także nastawiło w pierwszej kolejności na uczucia osób mi najbliższych. Zanim znów krzyknę na syna o cokolwiek, to w mgnieniu oka przypomina mi się z czym on sam się zmaga i że ja nie mogę tak reagować, bo zrobię mu tylko krzywdę na przyszłość. Bardzo polecam.
Kurs języka włoskiego Agnieszka Trolese:
Agnieszka jest znana z tego, że zajmuje się tematyką Włoch na bardzo szeroką skalę. Trzy tygodnie temu rozpoczęła pierwszy kurs z języka włoskiego online na Instagramie. Dla mnie jest to powtórzenie wszystkiego od początku, [bo sama uczyłam się kiedyś tego języka], ale także poznanie słówek, potocznych zwrotów takich, jakich używają Włosi. Więc z jednej strony jest to dla mnie niezła powtórka, ale także poszerzenie słownictwa i dowiedzenie się przy okazji ciekawych rzeczy. Dostaję mnóstwo materiałów i zadania domowe, co jeszcze bardziej mobilizuje do pracy. Swoją drogą bardzo bym się ucieszyła, gdybym znalazła taki kurs z języka francuskiego.
Zanim jeszcze rozpoczęłam powyższe kursy sporo czasu poświęcałam na ćwieczenia fizyczne, ale z czasem sport zaczął mi się nudzić. Codziennie wykonywanie tych samych ćwiczeń, efekty, które raz są, a raz przychodzą wolniej i zwątpienie gotowe. W takim przypadku warto poszukać innego rozwiązania, innej dyscypliny szczególnie kiedy siłownie są zamknięte z małymi przerwami od prawie roku.
JOGA
Jogę odkryłam stosunkowo niedawno również dzięki Dominice. Pierwszy raz spróbowałam jej jednego wieczoru na plaży słuchając szumu fal oceanu. To było tak magiczne, a zarazem pociągające, że po powrocie do domu z wakacji nie chciałam zostawiać tego wieczoru tylko jako wspomnienie. I tak praktykuję ją już od dwóch miesięcy minimum 5 razy w tygodniu. Zanim spróbowałam ćwiczyłam bardzo dużo cardio i zestawów spalających tkankę tłuszczową. Bardzo sobie cenię ten rodzaj sportu i od niedawna na nowo wprowadziłam go w moją codzienność, ale już na innych zasadach. Do grudnia ubiegłego roku ćwiczyłam 5 razy w tygodniu po około 40-50 minut. Mogłabym powiedzieć, że zapieprzałam ostro. Oczywiście efekty były niesamowite, ale bardzo mocno musiałam trzymać się planu. Lekkie odstępstwa i już widziałam jak wszystko się odwraca. Czułam jak mój organizm zaczął się buntować, nie miałam siły rano wstać, a jak już mi się udało to wiedziałam, że nie daję z siebie 100%. Postanowiłam zrobić krótką przerwę, która przeciągnęła się do dwóch pełnych miesięcy. Kiedy wróciłam z zimowego urlopu wiedziałam, że chcę wrócić do aktywności fizycznej, ale już chyba nie takiej, jak przez ostatni rok. Jeszcze przez dwa tygodnie ćwiczyłam, ale już krócej, aż w końcu postanowiłam spróbować jogi. Znalazłam w internecie praktyki dla początkujących i zaczęłam się wdrażać. Nie było i nadal nie jest łatwo. Okazało się, że moje ciało nie jest rozciągnięte, a ćwiczenia, które wykonywałam do tej pory wcale nie pomogły. Krok po kroku uczę się każdej pozycji i na tyle ile mogę, to ją wykonuję. Joga bardzo mnie uspokoiła wewnętrznie. Podczas praktyki skupiam się na ćwiczeniach i oddechu. Nie myślę o tym co mnie czeka przez cały dzień. Jest to bardzo fajne uczucie. Dodatkowo w dni kiedy wstaję z bólem głowy zawsze praktykuję jogę na migrenę. I gdybym sama nie spróbowała, to na pewno bym tego nie napisała, ale ona naprawdę pomaga. W kwietniu wróciłam też do trochę szybszych ćwiczeń cardio, jako dodatkowy ruch. Potrzebuje tego moja psychika, ale nic na siłę. Jeśli organizm będzie odmawiał współpracy, to znów zwolnię. Chociaż biorąc pod uwagę power jogę trudno mówić o spowolnieniu czy nudzie.
Aby ćwiczenia przyniosły pożądane efekty, musiałam bardzo mocno przemyśleć aspekt jedzenia. Od stycznia wprowadziłam dużo zmian dla wsparcia metabolizmu, oczyszczania i całego organizmu.
JEDZENIE
Dieta… Nie znoszę tego słowa, bo już na samym początku kojarzy mi się z wyrzeczeniami. A na mnie działa to wręcz odwrotnie. Dlatego krok po kroku dzięki wsparciu innych osób wróciłam na dobre tory. Nie raz zawartość szafek w mojej kuchni przechodziła metamorfozę. Już od wielu lat nie używam mąki pszennej, białego cukru, żelatyny i innych takich. Tym razem podeszłam do tematu zadaniowo. Po raz kolejny przejrzałam szuflady i pozbyłam się tego co mi nie służy.
- Obok mąki orkiszowej wprowadziłam nowe rodzaje mąk – samopsza lub z płaskurki.
- Zrezygnowałam z cukru na rzecz ksylitolu, no chyba że piękę ciasto drożdżowe lub biszkopt, to tutaj niestety ale tradycyjny cukier musi być [inaczej ciasto nie wyrośnie].
- Ograniczam słodycze ze sklepu.
- Jem więcej świeżych ryb.
- Prawie codziennie piję kiszonki.
- Jem posiłki w ciągu dnia prawie o stałych godzinach.
- Kupuję dużo więcej warzyw i owoców.
- Staram się robić swoją „szynkę” w domu ze schabu lub indyka
- Pożegnaliśmy Nutellę na rzecz kremu czekoladowo-orzechowego o znacznie lepszym składzie. Z resztą mam też w planach zrobić swój własny.
To tylko kilka przykładów. Całą rodziną wprowadziliśmy jeszcze suplementację witaminami, przeszliśmy odrobaczanie organizmu, które zamierzamy kontynuować na jesieni. Zwracamy dużo większą uwagę na to co jemy i kiedy. Dzień zaczynamy od wypicia soku z wyciśniętej pomarańczy z dodatkiem przegotowanej wody oraz kwasu l-askorbinowego, a później śniadanko.
Jeszcze nie tak dawno temu awokado nie wzięłabym do ust. Próbowałam wiele razy i zawsze kończyło się tak samo. Od kilku tygodni moje śniadanie wygląda bardzo monotonnie… grzanka z pieczywa razowego, masełko, awokado, oliwa z oliwek, sól, pieprz, rybka ze słoika lub pieczony schab, ogórek kiszony. Zmieniam tylko dodatki czasem będzie to rzodkiewka, a innym razem szczypior albo sałata. Wszystko zależy od dostępności warzyw. Z niecierpliwością czekam na dobre pomidory. Takie kanapki jem od poniedziałku do piątku. W weekend mamy trochę więcej czasu więc dodatkowo jajo w każdej postaci, oraz coś dobrego dla syna jak smażony lub pieczony naleśnik z konfiturą. Jeśli chodzi o kolację, to nie zawsze mam na nią ochotę. Jeśli już się na nią decyduję to wygląda dokładnie tak samo jak śniadanie, lub jem czerwony grejpfrut oraz sałatkę z pomidora z serem feta i oliwą z oliwek.
Do pracy zawsze zabieram owoce. Czasem będzie to jabłko lub sałatka z różnych owoców. Bardzo dużym powodzeniem cieszy się u nas kiwi. Jeśli jestem głodna mimo to, to sięgam po krem orzechowy i sprawa załatwiona.
Pamiętam też o kiszonkach. Dlatego w mojej diecie jest dużo ogórków kiszonych i kapusta kiszona, ale nie tylko. Poszłam o krok dalej i kupiłam kilka butelek soku z kapusty kiszonej. Piję go w ciągu dnia zamiennie z sokiem z ogórków ze słoika. Dodatkowo nie zapominam o zielonej herbacie, na rzecz której zrezygnowałam z mojej ukochanej czarnej English Breafast Tea marki Twinings.
Coś słodkiego jemy dopiero po obiedzie. Najczęściej są to przysmaki zrobione przeze mnie lub sernik, albo ciastka orkiszowe kupione w sklepie BIO. Oczywiście nie jest też tak, że nie zjemy czekolady z orzechami, galaretki w czekoladzie, ptasiego mleczka czy rogalików z powidłami z piekarni. Zbyt mocno kocham słodycze, żeby całkowicie z nich zrezygnować, ale staram się je ograniczać w ciagu dnia. Natomiast jeśli faktycznie mam na nie ochotę, to się specjalnie nie bronię i nie robię sobie wyrzutów sumienia. Uznaję to jako dodatkową przyjemność.
Może te zmiany wydadzą Ci się błahe, ale naprawdę wiele zmieniają w podstawowym żywieniu. Szczególnie u dzieci. Dzięki takim zabiegom mój syn coraz rzadziej woła o słodycze. Oczywiście ma na nie napady, ale częstuje się nimi z większą rozwagą. Proponuję wprowadzić w tygodniu piątek czekoladowy. Tego dnia dziecko dostaje czekoladę, tyle ile chce. Naprawdę nie da rady zjeść jej za dużo, bo po porostu inaczej zamuli żołądek.
Samym wyborem jedzenia jesteśmy zdolni zmienić naprawdę wiele, ale nie ma co ukrywać, że mamy niedobory pewnych witamin w organizmie. Nigdy się tym specjalnie nie interesowałam do momentu kiedy poznałam wspaniałą kobietę, która pokierowała mnie w tym temacie. Dzięki niej mam odpowiednio dobrane witaminy, które już dają efekty.
SUPLEMENTACJA – WITAMINY
Samo słowo suplementacja, źle mi się kojarzy. Przypomina bardziej wrzucanie do organizmu wielu niepotrzebnych składników, często źle dobranych. Dlatego też do nazwy tego działu artykułu dodałam drugi człon. Nigdy nie brałam tylu witamin w życiu, co przez ostatnie dwa miesiące. Po kilkukrotnych badaniach krwi okazało się, że mam pewne braki, które mogą znacząco wpływać na inne funkcje organizmu. Nawet nie zdawałam sobie sprawy do czego może to doprowadzić i dzięki wiedzy mojej znajomej dobrałyśmy odpowiednie witaminy i już po miesiącu (ponowne badanie krwi) widać było efekty. Mam nadzieję, że Kasia wyda w końcu swoje e-booki o witaminach, rodzajach badań jakie wszyscy powinniśmy robić, naturalnych kosmetykach. Na pewno poinformuję o tym na moich social mediach. Warto więc porozmawiać z kimś kto ma na ten temat wiedzę i dobrać wszystko odpowiednio pod swój własny organizm. Takim dobrym przykładem może być przesilenie wiosenne. Zawsze gorzej je przechodziłam niż jesienne. Trzymało mnie około trzy tygodnie. Zawroty głowy, ciągła senność, brak energii to była norma. W tym roku miałam raptem kilka takich dni. Za miesiąc znów idę na badania krwi i zobaczę czy jest znów lepiej, czy czasem trzeba jeszcze nad czymś popracować.
A jak będą wyglądały moje kolejne miesiące? Myślę, że za wiele się nie zmieni i będę kontynuowała obraną ścieżkę w styczniu. Liczę na więcej czasu na czytanie książek na moim tarasie wśród kwiatów i zieleni. Wiosna, to też czas na uporządkowanie domku letniskowego i pewnie to będzie zajmowało mnie od drugiej połowy kwietnia i w maju. Chciałabym też zaplanować wakacje, ale tutaj niestety musimy zdać się na los. Nikt chyba na dzień dzisiejszy nie wie, jak będzie wyglądał ten okres roku. Nie chcę sobie niczego narzucać, żeby nie czuć jakiegoś zawodu. Skupię się na tym co tu i teraz i będę te chwile upiększać jak tylko się da.
Miało być zwięźle, a tutaj powstał nam niezły monolog. Mam jednak nadzieję, że dotrwałaś do końca i wykorzystasz moją przemianę również w swoim życiu, o ile jeszcze tego nie zrobiłaś.
3 komentarze
Kami
🤎
Olkoolik
Od której książki Agnieszki Maciąg zacząć? Trzeba je przeczytać w jakiejś chronologii?
fashiontravelshopping
Teoretycznie nie ma to takiego znaczenia. Ja wzięłam pierwszą „Miłość, ścieżki do wolności”, następnie „Słowa mocy” itd. Nie patrzyłam na to, która była pierwsza. Wybrałam tak jak czułam. Co prawda autorka wraca do swoich wcześniejszych książek, ale nie ma to aż takiego wpływu na tą, którą akurat będziesz czytała. Jedynie co mogę powiedzieć to „Twoja wewnętrzna moc”, była ostatnią książką i mocno nawiązuje do ubiegłego roku. Także jeśli czujesz potrzebę przerobienia czegoś, co się nazbierało przez cały ostatni rok licząc od marca, to może zacznij od tej? Powodzenia!