LIFESTYLE,  MODA,  PODRÓŻE

Paryskie zapiski – początek jesieni.

Czekałam na ten wyjazd od kwietnia, wtedy, kiedy nie doszedł on do skutku z przyczyn od nas niezależnych. Cały czas miałam nadzieję, że jeszcze w tym roku popatrzę na Wieżę Eiffla, zjem przepyszną kolację w wyjątkowej restauracji i zwyczajnie, bez pośpiechu pokręcę się uliczkami pełnych ciekawych zakamarków. Nie mogło też zabraknąć oczywiście odrobiny kultury, zabawy no i zakupów.

Euforia niosła mnie od momentu, kiedy zarezerwowałam bilety lotnicze. Zresztą mogłyście, to zobaczyć w jednym z filmików na IG, kiedy naprawdę trudno było mi się skupić tego dnia na pracy i moja reakcja nie tylko była wyreżyserowana, ale również prawdziwa. Przez półtora tygodnia śledziłam prognozy pogody, bo w moim mieście rządził niż i ulewy, ale wiedziałam, że to nic, że czeka mnie kolejny piękny przedłużony weekend w mieście, w którym znalazłam inną wersję siebie i że będzie pięknie.

I dokładnie tak było. Bez zbędnego pośpiechu, ponownie odkrywałam uroki tego miasta. Chłonęłam każdy widok, zapach, miejsce, muzeum, ludzi… Kiedy jestem w Paryżu czuję, że żyję. I może jest on zatłoczony, a korki przyprawiają o ból głowy [prawie nie zdążyliśmy na czas w jedno miejsce], to i tak kocham tutaj wracać. Kiedyś myślałam o tym, że mogłabym tu nawet zamieszkać, ale na chwilę obecną jednak nie. Natomiast pomieszkiwać, jak najbardziej i marzy mi się taki miesiąc lub dwa w pięknej dzielnicy w jednej z kamienic z oknami do ziemi wychodzącymi na ulice, z widokiem na platany i kasztanowce, gdzie codziennie rano schodziłabym na kawkę. Po drodze kupowałabym bagietkę i dżem truskawkowy, a w ciągu dnia zastanawiałabym się, którą wystawę obejrzeć lub na jaką wrócić. Pewnie często spotkałybyście mnie parku z książką, a wieczorami na którymś z mostów, gdzie podziwiałabym wieżę. I można by pomyśleć, że ten widok przecież mógłby mi się znudzić, a ja Wam powiem, że nie ważne o której godzinie przylecę do Paryża, to zaraz po zameldowaniu się w hotelu biegnę, żeby na nią popatrzeć. Codziennie zresztą odwracam w jej stronę głowę, gdy idę na spacer lub jadę na kolację, a wieczorem wracam, żeby przed snem ponownie spojrzeć na jej błysk. I tak przez ostatnie dwanaście moich pobytów w Paryżu.

Tak, to jest jedno z moich marzeń…

A teraz wróćmy na ziemię 🙂 Podczas tego wyjazdu miałam zaplanowane kilka rzeczy, które chciałam zrobić i w zasadzie wszystko się udało. Zabrakło mi jednak spacerów po Montmartre, wyspach i ogrodach Luwru. Liczę na to, że uda mi się nadrobić to podczas kolejnego wyjazdu. Tymczasem zapraszam Was na małą fotorelację z mojego ukochanego miasta miłości, świateł, kultury, dobrego jedzenia, blichtru, mody i kabaretów.

Mówiłam, że nic mi nie przeszkodzi, żeby ją zobaczyć po podróży. Nawet w nocy.

1. Jedyna otwarta restauracja blisko naszego hotelu – La de Maison l’Aubrac. Polecono nam ją w hotelu po zameldowaniu się. Nie jest może wybitna, ale dla głodnego, dobre i to. Muszę przyznać, że byłam bardzo zaskoczona, kiedy po 24:00 nie było żadnego wolnego stolika. 2. Będę się powtarzać, ale uwielbiam te kamienice.

A w hotelu czekały na mnie takie piękne kwiatki i coś na jeszcze większą osłodę. Często pytacie mnie o to, gdzie najlepiej wybrać hotel. Zawsze powtarzam to samo, na początku zaznaczcie sobie na mapie wszystko to, co zamierzacie zobaczyć na wyjeździe. Tam gdzie będzie najwięcej kropek, to miejsce w którym teoretycznie powinnyście szukać noclegu. Do reszty miejsc dojedziecie taksówką lub metrem, a reszta będzie codziennie na wyciągnięcie ręki. To mój najlepszy sposób. Chociaż teraz po dwunastu wyjazdach, nie jest to już takie oczywiste, bo tych kropek w niewielkiej odległości jest coraz mniej, więc zatrzymujemy się w ulubionych dzielnicach i hotelach.

Już dawno chciałam dotrzeć do Musée de l’Orangerie i zobaczyć słynne Lilie Wodne Cloude’a Moneta. Byłam oczarowana. Aż nie chciałam stamtąd wychodzić. Coś wspaniałego…

1. Krótki przystanek na lekki lunch z widokiem na ogrody Luwru i lecimy dalej. 2. W tym mieście czuję się podwójnie zakochana.

Uwierzcie mi, że naprawdę mam problem w Paryżu, aby na pewno zdążyć na czas. Za każdym razem jak idę, to widzę jakieś miejsce, do którego chciałabym zboczyć. FOMO włącza mi się przy każdej kolejce, do której sama nie staję. To miasto chyba nigdy mi się nie znudzi.

1. Zakupy w jednym z ulubionych sklepów mojego syna. Zamówienie złożone oczywiście tuż przed naszym wyjazdem. 2. Kolejna kawiarnia odwiedzona. Tym razem Café Lapérouse.

Przy okazji Tea time w Café Lapérouse nie mogłam odmówić sobie zwiedzenia jednego z przepięknych hoteli – Hôtel de la Marine.

A to widok z tarasu tego hotelu.

Imprezowo….

Przy okazji prawie każdego wyjazdu do Paryża wybieramy się na jakiś kabaret lub wieczorne przedstawienie. Byliśmy już m.in. w Moulin Rouge, Lido, Crazy Horse, Paradis Latin Kabaret Show, La Nouvelle Eve. A teraz postanowiliśmy wrócić do Madame Arthur. To tutaj mieliśmy świętować naszą ostatnią rocznicę ślubu. Cała impreza co prawda odbywa się po francusku, ale artyści, show, miejsce, sam klub wprawiają w tak dobrą zabawę, że nawet nieznajomość tego języka nie przeszkadza. Cała obsługa mówiła po angielsku więc nie było problemu, aby o coś zapytać czy złożyć zamówienie. Bilet uprawniał nas do wejścia na show oraz pozostanie na dalszą zabawę przy muzyce. Ta czwórka ze zdjęcia dała taki popis muzyczny, że zostaną w naszej pamięci na długo. Koniecznie zajrzyjcie na ich stronę, bo repertuar zmienia się bardzo często i my na pewno z przyjemnością wrócimy.

1. Dobranoc kochana… 2. Hotel z jednym z najładniejszych widoków. W ostatnim sezonie Emily w Paryżu możecie zobaczyć jego patio. Ciekawa jestem czy faktycznie w okresie zimowym jest tam lodowisko. Chyba trzeba będzie to sprawdzić.

Nie mogłam odmówić sobie wizyty w Ladurée. Specjalnie zarezerwowałam stolik z samego rana na śniadanie i to na 9:15. Dzięki temu dużo szybciej wstaliśmy i rozpoczęliśmy dzień.

Kawiarnia wygląda przepięknie po ostatnim remoncie.

Kolejne fantastyczne miejsce, które odwiedziliśmy Bourse de Commerce-Pinault Collection. Wystawa sztuki współczesnej z kolekcji François Pinaulta prezentowana w gmachu giełdy.

Kiedy dodatki wybierasz kolorystycznie pod ulubioną restaurację na lunch.

Kolejne kamienice i to niebo. Trafiliśmy w idealne okno pogodowe i bardzo się z tego cieszyłam. Chociaż nie ukrywam, że chciałam pokazać Wam bardziej jesienne stylizacje…

1. Torebka wpisana na wishlist. 2. Kiedy światło tak pięknie operuje, nie trzeba nic więcej do dobrego zdjęcia.

Kolacja w jednej z najstarszych restaiuracji w Paryżu. Koniecznie zróbcie rezerwację w Lapérouse.

W drodze na śniadanie do ulubionej kawiarenki mojego syna. Po drodze można zrobić mnóstwo ciekawych zdjęć. Trochę spokojniejsza dzielnica niż przy Polach Elizejskich.

Frytki na śniadanie? A kto by tu liczył kalorie od rana skoro tyyyle kroków przed nami.

Niesamowite w Paryżu jest to, że nie ważne w jakim dokładnie miejscu akurat będziesz, to i tak za progiem czai się coś ciekawego do zobaczenia. Tak trafiliśmy do Palais Galliera.

Wystawa, którą mieliśmy przyjemność obejrzeć nawiązywała m.in. do sportu i tego, jak te elementy stroju przenoszą się do mody miejskiej. Natomiast kolekcja nadmorska ukazywała ewolucję w odkrywaniu ciała w sferze publicznej oraz postępującą zmianę w postrzeganiu opalenizny.

Nie spodziewałam się tutaj takiego tłumu… ale nie mogłam sobie odmówić kilkudziesięciu minut w Palais-Royal.

Koniecznie chciałam zobaczyć wieżę z symbolem olimpijskim. I się udało.

Niestety na znicz już nie zdążyłam.

Mogłabym tak cały dzień przechodzić i mieć w telefonie tysiące zdjęć przepięknych kamienic.

1. Gdzieś na jednym z mostów. 2. Szybkie spojrzenie na Łuk Triumfalny.

Trzy wieczorowe kreacje. Nie żebym nie miała jeszcze dwóch zapasowych w walizce. Byłam przygotowana na każdą ewentualność. W Paryżu nigdy nie wiesz, jak może się zakończyć wieczór. Dla mnie osobiście najlepiej spacerem nad Sekwaną z widokiem na wieżę.

1. Ostatnia kolacja. 2. I ostatni nocny spacer, a tak naprawdę misja w celu kupienia figurki Wieży Eiffla. Oczywiście misja zakończyła się sukcesem, mieliśmy piękny romantyczny spacer, zobaczyliśmy ile ludzi przychodzi nad Sekwanę i dobiliśmy brakujące kroki w aplikacji.

Kocham Paryż o tej porze roku, ale prawda jest taka, że mogłabym do niego wracać nie patrząc na datę w kalendarzu. I liczę, na to, że niebawem znów się zobaczymy.

3 komentarze

  • Katarzyna

    W tym roku byłam pierwszy raz w Paryżu i już wiem, że nie ostatni. Nie powiem, Twoje relacje mnie baaardzo zainspirowały 🙂 patrzę na Twoje looki w Paryżu i znów – czuje się bardzo zainspirowana 😀 powiedz tylko – skąd marynarka i spódniczka, która masz na sobie jak idziecie na śniadanie do ulubionej knajpie syna? 😀

    Nie muszę chyba powtarzać, że uwielbiam Twoje relacje tu na blogu i czekam na nie? 🙈

    • fashiontravelshopping

      Bardzo się cieszę, że moje relacje tak Cię zainspirowały. Mam nadzieję, że uda Ci się niebawem wrócić 😉 Co do marynarki i spódnicy, to komplet polskiej marki ICON. Cieszę się, że do mnie tutaj zaglądasz. Dziękuję 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *